Monday 28 December 2015

[Zagr] Książka, którą wybrała dla Ciebie inna osoba.

Arnold Lobel, "Żabek i Ropuch. Przyjaźń"

Jedna z lepszych ksiazeczek dla dzieci jakie w zyciu czytalam.
Nasuwa sie pytanie z tytulu wpisu: Kto wybral dla mnie Zabka i Ropucha? Oni sami. To wlasnie te wdzieczne stworzenia wybraly za mnie, dla mnie lekture na dzisiejszy wieczor. Ostatnia ksiazka, ktora mi sie tak szybko czytalo (i swietnie) byly Szczurynki, Olgi Gromyko. Nawet Basnioboru tak plynnie nie polknelam. Ogolnie rzecz ujmujac: to ja kocham zwierzaki. Szczurki i Zaby najbardziej. Moga byc koty, psy, chomiki, i inne futerkowce.
Calosc tej ksiazeczki stanowia krotkie opowiadanka, raczej bajki, dla dzieci. Z pieknymi ilustracjami. Kazda historyjka ma konkretny  przekaz. Mysle, ze nadaje sie do wielokrotnego czytania. Nie mowie tu o tresciach zawartych miedzy wierszami, bo o takie trudno w bajeczkach dla dzieci. Ale bardziej o uniwersalnosci wiekowej. Skoro ja sie dobrze bawilam podczas czytania, to znaczy, ze kazdy znajdzie cos dla siebie. No chyba, ze nie lubicie zab. Zdecydowanie polecam.

[Zagr] PIP!

Terry Pratchett, "Kosiarz"

Wedlug mnie jedna z lepszych ksiazek, jakie czytalam. Mimo drobnych bledow, literowek czy innych potkniec, nie mialam problemow z zapamietaniem gdzie skonczylam lekture. Chociaz nie powiem zebym musiala koniecznie skonczyc czytanie. Zaskoczylo mnie kilka elementow dosyc interesujacych. Jako, ze ja kocham zwierzeta, to bardzo mila niespodzianka dla mnie jest wprowadzenie postaci Smierci Szczurow. Jest to jeden z wyjatkowo epizodycznych bohaterow, ale mi sie strasznie spodobal. (Nie ma jak lekko chaotycznie opowiadac o ksiazce, ktorej koniecznie nie chce streszczac.)

Uwazam, ze historia opowiedziana na kartach tej ksiazki daje do myslenia. Tematyka poruszana jest jedna z wazkich w zyciu czlowieka. Mozliwe, ze pomaga sie oswoic z niektorymi myslami,a moze jest to jednak lekkie czytadlo. Niezaprzeczalnie jest to przyjemna, humorystyczna (czasem komiczna), absurdalna literatura. Ale wszystko do siebie pasuje i tworzy calkiem ciekawa calosc.

Polecam do poczytania generalnie ksiazki T. Pratchett'a. Chociaz nie uwazam zeby zaczynanie poznawania tworczosci ww. autora od serii o Smieri bylo dobrym pomyslem. Nie jestem tez przekonana i o tym. Dopiero Kosiarza przeczytalam, a juz mam w planie Wiedzmikolaja. Wtedy bede miala poglad. W ponury wieczor, czytanie o Smierci jakos nie powinno byc wskazane. Zalezy co kto lubi.
Mi sie spodobalo.

[PL] Bo to bylo dawno temu... Przeczytaj książkę z gatunku, po który najrzadziej sięgasz.

Izabela Kawczynska, "Balsamiarka"

Wedlug mnie ksiazka czasem trudna w odbiorze (nawet bardzo). Niezaprzeczalnie warta uwagi, bo przeciez nie kazdy sie nadaje do zawodu balsamiarza. A w tym przypadku caloksztalt dazenia do tego stanowiska jest jedna z wielu wizji zycia czlowieka. Zdecydowanie trzeba miec predyspozycje nie tylko do bycia pracownikiem zakladu pogrzebowego czy innymi ze zwlokami wspolpracujacymi. Tutaj trzeba miec rowniez pewne umiejetnosci (lub mocne nerwy) zeby czasem nie rzucic ksiazki w kat. Nie moge powiedziec, ze mi sie podobala, ale tez nie mowie, ze mi sie nie podobala. Przeczytalam, bo chcialam, ale czasami jednak mialam przestoje. Dosyc dlugie... Dluzej juz mi sie wlecze Parabellum, ktorego nie jestem w stanie przemielic. Nie uwazam tego pana za autora mojego zycia. (I zdecydowanie nim nie bedzie. Ale na ten temat robie notatki w papierze, a to juz oznaka, ze ksiazka jest ble.)
Poniekad sama historia wspomnianej balsamiarki daje do myslenia. Niekoniecznie o uczestnikach wartkiej akcji, ale o nas samych. Nie sposob nie robic odniesien do wlasnego zycia, podejmowanych decyzji, spotykanych ludzi, czy zdarzen jakie sie przytrafiaja kazdemu z nas. Z tym, ze trudno mi bylo czasem nie mruknac pod nosem, ze ja to jednak nie mam az tak pokreconego zycia jak bohaterka. I czy rzeczywiscie ona jest zakrecona, czy moze to my - czytelnicy jestesmy lekko nawiedzeni, albo owladnieci innymi zwichrowaniami (czy nawet dewiacjami)?
Polecam jednak przeczytac dostepny fragment. Na szczescie jest to tylko probka i nie odzwierciedla calosci ksiazki. I dobrze, ze ja pozyczylam, a nie kupilam...

[Zagr] Szczurki, szczurynki, ogonki

Olga Gromyko, "Szczurynki"


Ja generalnie lubie bardzo szczurki i inne gryzonie. Jako zwierzaki domowe, ale tez nie mam wiekszych problemow z dziko chasajacymi futrzakami. W ogolnosci, a nawet szczegolnosci, uwielbiam zwierzaki. Zatem nie ma co sie dziwic, ze gdy zobaczylam Szczurynki, Olgi Gromyko, nie moglam przejsc obok obojetnie. Poprosilam przyjaciela o zakup, bo nie moglam znalezc eBook'a. I jak tylko ksiazka do mnie dotarla, to doslownie ja pochlonelam w jeden dzien. Pewnie znacie to uczucie? Taki moment zaskoczenia, ze juz koniec. Ale coz...

... Jak w kazdym przypadku - mam sie do czego przyczepic. Ale nie z punktu merytorycznego. Poniewaz moja wiedza z dziedziny ogonkowej jest mala. Literowki tez sie trafily, ale w stopniu znikomym. Wydanie piekne: twarda oprawa, przyjemna w dotyku faktura papieru i takie tam drobiazgi. Na samym koncu mialam jednak wrazenie, ze samo zakonczenie jest troche wymuszone.
Sama wiem jak to jest, gdy opowiada sie o swoich pupilach. Ja zawsze mam jakies historyjki w zanadrzu, z Maluchami w roli glownej. Totez podobne zbiorki opowiastek maja w sobie cos urokliwego. Ciekawostki, podpowiedzi, rozne sprytne rozwiazania, zachowania, sa zawsze mile widziane. Tu nasuwaja mi sie rowniez rozne zachowania Maluchow, ale i podobienstwa.
No i w tej chwili mam niedosyt. Z jednej strony szkoda, ze juz koniec, a z innej - ze mogloby byc wiecej. Ale to nie mialoby juz sensu. Tomiszcze spisanych wydarzen i zdarzen, po pewnym czasie sie moga oczytac i znudzic, a tego juz nikt nie chce. W zwiazku z tym...
... Fajnie, ze mam Szczurynki (zawsze moge do nich wrocic).

Polecam lekture kazdemu kto ma sentyment do zwierzakow.
Jednakze proponuje przeprowadzic autocenzure dla dzieciakow. W srodku jest pare motywow, ktorych dzieci nie zrozumieja. Chociaz moge sie mylic. Mysle, ze to dobra ksiazka do wspolnego czytania. Lekka, mila, przyjemna, z humorem, polotem i futrzakami.

Tak, mi sie bardzo podoba.

Monday 30 November 2015

[ZAGR] Gra slowa

Na szybko powiem kilka slow o Tetrameronie, Jose Carlosa Somozy.
W calkiem duzym pospiechu, bo wlasnie skonczylam czytac. I powiem wam szczerze, ze sie z tego bardzo ciesze. Ale moze zaczne od tego skad mi sie w ogole ta ksiazka wziela...

Raz kiedys widzialam w sieci recenzje. O dziwo mezczyzna o tym opowiadal. Ale bez streszczen. I wlasnie ten brak spoilerow spowodowal, ze zachcialo mi sie. No i nie zmilcze, ze okladka tez mi sie spodobala.

Opis z tylu ksiazki kazdy sobie moze sam przeczytac. Nie musze tego nawet tutaj cytowac. I nawet nie chce tego robic. Natomiast powiem, ze bohaterowie tej ksiazki opowiadaja sobie rozne historie. I zawsze jakos bylam ciekawa jak to wyglada. Zbieraja sie gdzies i gadaja? Jak indianie czy koczownicy w swoich obozowiskach, przy ogniskach? A moze wieczorkiem, z kubkiem herbaty, czy grzanca, przed kominkiem w saloniku pra pra pra pra dziadkow? No nie wiem... Troche mroczno, niewidoczno. W Tetrameronie znowu miejsce jest dosyc dokladnie wskazane. Bohaterowie rowniez. Same opowiesci tez. Chociaz na mnie zrobila wrazenie dopiero ta na samym koncu. Jak juz przedarlam sie przez nudnawe "momenty", to jakos poszlo.
Nie chodzi mi o to, ze mialam jakies oczekiwania wzgledem tresci tej ksiazki. Zawsze kiedy siegamy po lekture, to juz sie pojawiaja jakies mniej lub bardziej sprecyzowane oczekiwania. Gorzej kiedy sa wygorowane i przychodzi chwila rozczarowania. Absolutnie sie nie zawiodlam. Chodzi mi raczej o to, ze zdarzalo mi sie wynudzic podczas czytania. Nie mam w zwyczaju pomijac fragmentow tekstu, przechodzic do tych ciekawszych elementow. Moze wlasnie dlatego czasem troche trudno mi sie skupic na tym co narrator ma mi do powiedzenia. Ale najwazniejsze, ze chociaz jeden raz sie usmiechnelam (lub rozesmialam).

Chociaz objetosciowo i trescia Tetrameron nie powala na kolana, to nie jest to zla ksiazka. Co prawda jakos mi zapadla w pamiec, ale do niej nie wroce. Przeczytalam raz i starczy. W proownaniu z tym co ostatnio przyswoilam, to ta pozycja jest calkiem fajna. Interesujaca, ciekawa, nie powiem zeby byla fascynujaca. Zostala zaszufladkowana do dzialu Literatura/opowiadania, ale ja bym bardziej wsunela w przegrodke: fantastyka. (I to nawet lekka fantastyka.) A moze ja sie myle i lepiej niech bedzie ta literatura/opowiadania. Chociaz wedlug mnie ma sie ten zbiorek tak do literatury jak literatka (czystej na przyklad).

Ogolnie rzecz ujmujac, to podobalo mi sie. Dobre do poczytania w chlodny wieczor. Polecam wpierw przeczytac bezplatny fragment dostepny w ksiegarniach internetowych. Tak dla sprobowania czy styl autora bedzie pasowac.

Monday 26 October 2015

[PL] Uwiklanie

Dzisiaj popisze sobie o... sensacyjnym kryminale.
No nie wiem nawet do czego ten tytul zakwalifikowac. Zygmunt Miloszewski, "Uwiklanie". Tak, to kryminal, sensacja, zagadka, dochodzenie, troche opowiesci o pracy prokuratora. Bowiem glowny bohater, ktorego juz nie pamietam z miana, jest przedstawicielem tego urzedu. Mam nadzieje, ze nikogo nie obrazam, ani nie krzywdze bardziej dotkliwie niz zrobil to sam autor. Zartuje sobie teraz, a moze nie. Sami zdecydujecie, jak przeczytacie ksiazke. Ale do rzeczy. Uwiklanie samo w sobie jest czescia serii (o czym nie wiedzialam). Problem w tym, ze mam pozostale czesci, szczerze powiedziwszy, nie wiem czy tak predko po nie siegne (jak po kryminaly Konatkowskiego, ktore polknelam z marszu). Kolejnym gozdzikiem w butonierce sa sami bohaterowie. Niby z nimi nic sie nie dzieje, normalne polskie zycie. Polskie czy nie? A moze juz lekko przesycone "zapaszkiem" europeizacji. To normalne, ze kultury, sztuki, tradycje przenikaja sie. Absolutnie normalne...
Sama mam na codzien to "przemieszanie z poplataniem". Ale pomimo zachety (mniej niz rekomendowanie) ze strony kolezanki, ze to "taka" fajna ksiazka. Lekka, przyjemna, intrygujaca, zaskakujaca, itp. Mi wydala sie troche meczaca. Mowie troche, bo jednak ja przeczytalam, a nie zmeczylam. Oj, nie zapomne Upiorow Czarnobyla jeszcze dlugo...

Terapie grupowe, albo grupopodobne.
Pomysl dobry. Nic tylko czekac na nasladowcow, bo na pewno sie "zainspiruja". Przedstawienie poszczegolnych postaci, tez nie jest zle. Rozdraznilo mnie czepianie sie pierdol, bo tak moge to okreslic jednoznacznie. Normalne, ze kazdy zwraca uwage na drobiazgi. Szczegolnie takie rzucajace sie nam bezposrednio w oko, ktore nas osobiscie dotycza, bo wlasnie to nas boli najbardziej. Ale znowu rozmnienia sie na drobne przy spranych koszulkach i slipach, nie ma wiekszego sensu. Natomiast juz wiekszy sens maja proby zrobienia z kryminalu/sensacji, powiesci z watkiem mocno erotycznym. No zalezy, co kogo kreci. Rzymianki, zwiewne szmatki i male cycki mnie nie kreca. Juz ja bym mogla powiedziec co mnie interesuje w mezczyznach. Chociaz jak widze ladne, kobiece nogi, albo smukla szyje, to tez mi milo popatrzec. Piekno potrafi wystepowac we wszystkich aspektach zycia, otoczenia, no nie wazne. Na szczescie momenty fantastyczno-erotyczno-doznaniowe nie sa az tak rzucajace sie w oczy. Taka moda. Tak, Grey'a czytalam.
I co z tego, ze moze ksiazke czytalo sie troche wolno, bo jakos nie tesknilam do niej po odlozeniu na bok, i nagle zmywanie garow, odkurzanie, pranie, prasowanie, wydalo mi sie bardzo potrzebne i konieczne w tej chwili. Nie zachwycil mnie styl pisarski autora. Nie porwala mnie fabula i ogolnie calosc. Nie ujely mnie za serce zachwyty nad otaczajacym bohatera swiatem miejskich zakamarkow i architektonicznych odkryc.

Podobienstwa, ktore nie sa nimi, a jednak moga byc...
Jestem za wielkim ignorantem (i zdaje sobie z tego sprawe), zeby sie nawet zaczac zastanawiac czy autorzy powiesci, opowiadan, i innych form literackich, socjalizuja sie na sportkaniach, rautach czy chociaz w knajpie na piwie, z innymi przedstawicielami socjety. Pewnie to robia. Normalni ludzie sie jednak socjalizuja choicazby w minimalnym stopniu. Owa komunikacja spoleczna skutkuje naciekami inspiracji z innych dziedzin tworczosci. Oczywiscie o tym tez mozemy porozmawiac, jak stary budynek wplynal na nasze postrzeganie swiata. Albo jak wizyta w muzeum malarstwa, uderzyla po psychice degustatorow. Ale mi sie nie chce. Starczy, ze autorzy te motywy wplataja w swoje dziela (czasem mniej lub bardziej zgrabnie). ALe ja znowu odbiegam od tematu.

Generalnie ksiazka moze byc. Swiadcza o tym jakies informacje o serialu na podstawie historii z tymze bohaterem w roli glownej. Mowie szczerze, ze nie wiem - nie ogladam telewizji. Konstrukcja samej lektury skojarzyla mi sie z przedbiegami w konkursie na scenariusz, ale na szczescie, to tylko moje wrazenie. Bohaterowie wydaja mi sie papierowi, miejsca opisane ze zdjecia. Ale sama atmosfera, wydarzenia, postaci, pozostawily taki posmak smutku, ponuractwa, narzekania. No nie wiem jak to okreslic. Wczoraj skonczylam czytac dosyc smutna ksiazke, ale ona nie miala tej "szarosci", ktora tkwi w czlowieku. Byla smutna, mroczna, wrecz dolujaca, ale nie szara.

Pragne podkreslic, ze tekst powyzej, to nie jest pisanina na szybko, na swiezaka. Uwiklanie przeczytalam jakis czas temu. Gdybym napisalam o moich wrazeniach od razu, to nie byla bym az tak laskawa i poprawna politycznie. Jak to sie mowi? Ostra jazda, bez trzymanki. Tak, uwazam, ze tej pozycji mam sporo do zarzucenia. Nawet sam brak zdecydowania bohaterow. Albo w te, albo w inna. Ale zycie tak nie dziala, zawsze trzeba podejmowac jakies decyzje. Chociaz nie powiem, autor jest konsekwentny... Pojawila sie burza, piorun, i kogos trafilo. Moze nie tak widowiskowo, ale trafilo.
... Mnie tez trafilo. Za kazdym razem gdy... (Sami do tego dojdziecie)

Czy polecam? Jak chcecie. Siegajac po ten tytul nie mialam zadnych oczekiwan. Nie zaskoczyla mnie niczym, nie zachwycila, nawet nie rozczarowala. Taka wyrazowa papka do poczytania. Moze nie papka, bo jezykowo poprawna i poukladana. Czytalam w zyciu rozne rzeczy. Mam wrazenie, ze troche mnie psychicznie wymeczyla. Nie sam pomysl, rozwiniecie, pociagniecie pedzlem (a nie, to nie tu)... piorem. Ale styl pisarza.
Mozliwe, ze troche pojechalam. Najlepiej bedzie, jak sciagniecie fragment ksiazki i sami sie przekonacie.

Dziekuje za uwage i pozdrawiam. Wszelkie lapsusy, literowki, pomylki, sa przypadkowe. :) A modyfikacjie wyrazowe sa celowe.

Thursday 1 October 2015

Czy ksiazka moze byc blyskotliwa?

Nie!
Ksiazka nie moze byc byskotliwa, poniewaz to przedmiot nieozywiony, kupa papieru, farby drukarskiej. To dlaczego ludzie pisza o (tutaj) ksiazce: "Urocza, kapitalna, wesoła, błyskotliwa książka do przeczytania jednym tchem (...)". A wystarczy zmienic kilka wyrazow, dodac przecinek, np.: "(...) blyskotliwa w formie, ksiazka (...)"? Nie, nie ma ksiazek blyskotliwych, bo inaczej mialabym z kim porozmawiac.

Wednesday 23 September 2015

[PL] Parki, robotki reczne i szczypta poczucia odpowiedzialnosci miedzy wierszami...

"Nomen Omen" i "Dozywocie", Marty Kisiel.

Zycie to taki kabaret - zawsze mozna sie z niego posmiac.
A konkretniej z tego co sie nam przytrafia. Dzisiaj kilka slow o wspomnianych wyzej tytulach.
Nomen zaciekawil mnie przede wszystkim miejscem - Wroclaw. Zatem niedaleko mojego rodzinnego miasta urodzenia. Wrocek to fajne miasto, pod Ratuszem maja swietna knajpke z piwem. No i muzeum, w ktorym kiedys bylam na szkolnej wycieczce. Wowczas w galerii eksponowano obrazy Salvadore'go Dali. I zdarzylo mi sie kilka razy odwiedzac miasto przelotem, miedzy pociagami.
Natomiast Dozywocie, to samo z siebie, przyciagnelo mnie stylem pisania autorki. Przedstawieniem miejsc, wydarzen, postaci. Ogolnie wszystkim. Przygodami, akcjami, przypadkami, wszystkim tym czego moge oczekiwac od lektury lekkiej, przyjemnej. Troche dajacej do myslenia, a troche nie. Nie musialam sie doszukiwac na sile tresci zawartych miedzy wierszami, ale tez szczegolnie nie zawracalam sobie nimi glowy.

A gdyby tak film nakrecic?
Jestem ciekawa, jak by taka ekranizacja wygladala w obu przypadkach.
Nomen - sporo biegania, jak w serialu o jednym takim doktorku - podrozniku w czasie i przestrzeni.
Dozywocie? Przyszla mi do glowy inscenizacja sprzed lat - Zemsty Fredry. Wlasnie w podobnym stylu bym widziala. Bardzo lubilam Teatr Telewizji.

Coraz czesciej mam wrazenie, ze panuje moda na ekranizowanie ksiazek. Jak rowniez na robotki reczne. Ale tez czytadla proste, puste, szablonowe, a z wyobraznia maja tyle wspolnego, co wzmianka na okladce. Do rzeczy...
Mialam pisac, ze mi sie obie ksiazki spodobaly. Tak. Zdecydowanie mi sie podobaja. Wyszywanie trupami, miniaturka w glanach, rozowy krolik czy reformy panny Bercikowny. Tak... Usmialam sie niemilosiernie wyobrazajac sobie wszystkie te detale sytuacyjne. Skusze sie na stwierdzenie, ze sporo banalnych powiedzonek, ripost, sucharow, ale pewnie ja sie juz starzeje, skoro takie drobiazgi mnie bawia.

Podsumowujac.
Jezeli szukasz ksiazek szybkich, latwych, przyjemnych, bez zobowiazan, to mozesz siegnac. Mi sie spodobal styl, jezyk, wielowatkowosc, przygodowy klimat. Postacie tez niczego sobie, zroznicowane, temperamentne. Zabawne, czasem powazne, a innym razem chwytajace za serducho. Nawet mnie niektore momenty poruszyly...
Moge spokojnie polecic kazdemu kto chce sie zapoznac z trescia. :)
Pozdrawiam.

Tuesday 18 August 2015

[PL] Bo ludzie sa zli...

Dzisiaj bede pisac o zlych ludziach. A dokladniej o: "Przystanku smierci" i "Wilczej wyspie", T. Konatkowskiego. Troche chaotycznie...

Po pierwsze, i raczej dosyc wazne dla sporej grupy czytelnikow, jest to polski autor. Sama osobiscie nie przepadam za rodzima tworczoscia literacka, z wielu powodow. Ale czasem trafiam na cos co mi sie podoba.
Z dwiema wspomnianymi ksiazkami postanowilam sie zapoznac, po przeczytaniu opisu. Rzecz o Warszawie, a moze o policjancie z Warszawa w tle. Mniejsza z tym. Bardzo rzadko czytam opisy ksiazek i nie pamietam ich tresci. Historia Polski jest bardzo bogata, a bogatsze trafiaja sie historie miast. Czasem trudno trafic na cos naprawde dobrego. No, ale...

Zly i dobry policjant...
Historii o policjantach, ich pracy, dochodzeniach, zbrodniach czynionych przez zlych, jest mnostwo. Kazda jedna jest taka sama, a zarazem inna. Kryminalow, sensacji, dreszczowcow, jest tyle samo mnogo. Glownym bohaterem tych ksiazek jest: a jakze - policjant.
Jest zbrodnia, sprawa, grupa dochodzeniiowa, podejrzani, skazani... I oczywiscie, uklady, ukladziki, spiski. Jak w kazdej ksiazce gatunku.

Jednak mnie najbardziej zachecil styl. To wlasnie jezyk slowa pociagnal mnie tak mocno, ze jednym tchem przeczytalam obie ksiazki. Sa jeszcze dwie, o ile dobrze pamietam. Ale na razie robie przerwe, dlatego pisze o dwoch tutaj, a nie rozmieniam sie na drobne. Innym argumentem, dosyc mocnym, jest akcja, wartka, prosta... Z tym, ze troche nie licuje z geniuszem dedukcyjnym glownego bohatera. Cos jak Sherlock H. i Herkules P. razem wzieci. I dodatkowo poruszajacy sie w realiach wspolczesnej Warszawy, w stylu "Zlego" Tyrmanda. Im blizej konca "Wilczej wyspy" tym wieksze mialam wrazenie podobienstwa.
Absolutnie nie umniejszam pracy sluzb mundurowych. Ale czasem od autorow oczekuje konkretniejszej rzetelnosci, a nie jedynie fikcji literackiej. Ciezko mi uwierzyc w fantazje ulanska, jaka reprezentuja bohaterowie obu ksiazek. Tym bardziej, ze z wlasnych doswiadczen mam jakies (male, bo male) pojecie nt. pracy policji. Mialam rowniez okazje uczestniczyc w "poscigu" zlodzieja, sfatygowanym, slluzbowym polonozem. Zatem niektore fakty sa do zweryfikowania. Jak rowniez, bralam udzial w okazaniu, i sporzadzaniu portretu pamieciowego. Stad wnioskuje, ze rownie dobrze ja moge napisac kryminal. Ale poki co, to wole je czytac.


Jezeli oczekujecie polecenia lub odradzenia tych pozycji, to sie nie doczekacie. Chcecie, to przeczytajcie (chociazby fragment dostepny w ksiegarniach online). Szybko, latwo, przyjemnie, nawet bezmyslnie. Akcja sama leci. Wydarzenia sa logicznie poukladane. Rzeczywiscie Warszawa jest w tle. Chociaz ja doceniam to, ze mam przyjaciela, ktory mi opowiedzial wiele wiecej niz sam autor. Moze nie fakty historyczne, ale bardziej "z zycia wziete". :)

Pozdrawiam wszystkich czytajacych. ^^

Wednesday 12 August 2015

Przeczytaj książkę, która czeka na Ciebie już kilka lat.

Oczywiscie kolejne wyzwanie ze wspomnianego wydarzenia.

"Upiory Czarnobyla" Wojciecha Wiktorowskiego, zakupilam dawno temu. Nawet nie pamietam dokladnie kiedy. Tematyka katastrofy w Czarnobylu interesuje mnie rowniez od dawna. Jeszcze z czasow podstawowki. Pomyslalam, ze dobrze bedzie miec jakies konkretniejsze opracowanie w tym temacie. No coz..

Nie od dzis wiadomo co sie wydarzylo w czarnobylskiej elektrowni atomowej. Cos poszlo zle. Jest mnostwo spekulacji, ale nie o tym dzisiaj. Jezeli pojawi sie jakas publikacja z Czarnobylem w tle, to rowniez zakupie i sie zapoznam z trescia.

"(...) Ukraina przedsionkiem Europy (...)"
Ladnie te wielokropki wygladaja w nawiasach. To przez to, ze nie pamietam dokladnie calosci cytatu (to z ksiazki Andrzeja Pilipiuka o Jakubie Wedrowyczu). Ale wiadomo o co chodzi. Poczatek ksiazki zapowiada sie bardzo obiecujaco. Wrecz sensacyjnie. Ucieszylam sie, bo nie ma nic lepszego niz literatura faktu doprawiona szczypta efekciarskiej akcji. Wiadomo - spisek, tajne akta, agenci mocarstw, eksperymenty. Jednym slowem, cala otoczka rozwoju technologii nuklearnej. Tak... W miare jedzenia apetyt rosnie, a w moim przypadku oczekiwania wzgledem tej publikacji.
Po kilku pierwszych stronach zwatpilam we wlasne postrzeganie slowa pisanego (ksiazka w wersji elektronicznej). Swoja droga bardzo dobrze sformatowana i przygotowana. Co mnie ucieszylo i bardzo ulatwilo przebrniecie przez tresc, to to, ze zdania prawie zawsze sie koncza na stronie.
Kilka slow o bohaterach. Oni wybitnie lubia biegac, lazic, jezdzic, kombinowac i zadawac duzo pytan. Generalnie chaos. Ja lubie chaos, zamet, sensacje, nawet bardzo. Ale glowny bohater... No coz... Jakby to powiedziec...
Temu panu podziekujemy.

Ogolnie rzecz biorac, zawiodlam sie. Nie mialam wielkich oczekiwan wzgledem tej pozycji. Ksiazka, jak ksiazka. Do przeczytania. Przygotowalam sie na calkiem spora ilosc danych liczbowych, statystyk, spekulacji naukowych. Spodziewalam sie wypowiedzi, wywiadow z naukowcami, autorytetami w dziedzinie. Albo sloganu ideologiczne z tamtych czasow. No dobra, niech bedzie nawet fikcja literacka w oparciu o realia postapokaliptyczne, tak zwana dystopia. A co dostalam? Zlo...
Papke, taki srut (karma dla trzody chlewnej z dodatkiem siekanej pokrzywy i gotowanych ziemniakow). No literatura faktu. Skoro tak to ma sie nazywac, to ok, niech sie nazywa. Sporo gadania o ukladach, ukladzikach, machinacjach, pierwszych krokach dziennikartwa sledczego, jakas tam smierc, jakies tam sluzby, jakis tam agent, jakies tam sygnaly o konsekwencjach wybuchu. Wszystko byle jakie, ogolnikowe. Autor wiecej czasu spedzil na opisaniu jednej pani z branzy i swoich ruchach pozorowanych na polu zwiazkow. A nagroda pocieszenia dla nawet niezbyt wymagajacego czytelnika maja byc skany (czy zdjecia) dokumentacji "z teczek". Litosci! Ogolnie ksiazka mi sie nie spodobala. Nawet BARDZO mi sie nie podobala. Pomijajac oczekiwania, ktorych szybko sie pozbylam, nawet wartosc sensacyjna ssie.Wedlug mnie ksiazka kiepska, nudna, negatywnie chaotyczna, nawet brakuje jej miejscami dopracowania. Ja jej nie polece, ale tez nie bede zniechecac. Co kto lubi. Niektorym calkiem niezle idzie sadomasochozowanie sie literatura. Dobrze, ze ten kawalek nie jest jakis rozwiniety ilosciowo.
Pozdrawiam :)

Saturday 11 July 2015

Biala Zaba...

Dzisiaj po krotce opowiem o wspolczesnej bajce. No moze basni...
"Basniobor", Brandon Mull. 

Do czytania tej historii zachecilam sie sama. Glownie z powodu okladki. Taka dziwna, troche straszna, mroczna i w iscie uspokajacych odcieniach zieleni. (Wieki temu mialam zajecia z wplywu kolorow na czlowieka.) Ale do rzeczy.
O tym co jest w srodku nie bede dlugo pisac. Sa ludzie, zwierzaki, otoczenie, jakies wrozki i takie tam. Calkiem ciekawie pokazane. Jak zwykle w swiecie (nie tylko fantastycznym) mamy glownego bohatera (lub wiecej). Tutaj autor wyraznie wskazuje glownych bohaterow. Jak rowniez tych dwrugoplanowych, i nawet trzecioplanowych. Jak wspomniana biala zaba. Bardzo spodobalo mi sie przenikanie swiatow. Niby cos oczywistego, a jednak pozostawia sporo pola do popisu dla wyobrazni. Jako, ze juz uprzedzilam, ze to bajka, fantazja, to wszystko jest jasne. A moze nie...

Mleczna droga.
Kraina mlekiem i miodem plynaca dla mlodego czytelnika glownie. Moim zdaniem niesprawiedliwe sa opinie doroslych, ktorzy krytykuja generalnie ksiazki mlodziezowe z perspektywy doroslych. Bardzo czesto zapominamy, ze do tego typu lektur (jak i wielu innych) dorosli powinni podchodzic na luzie, z dystansem. Oczywiscie, pewne zwiazki przyczynowo-skutkowe okazaly sie dla mnie logiczne, powiazane, a tym bardziej przewidywalne. Uwazam, ze mlodszy odbiorca bardziej bawi sie ksiazka i jej trescia niz zapamietuje poszczegolne etapy wedrowki bohatera ku rozwiazaniu zaistnialych problemow.

Czytelniku! Moim zdaniem... Podkreslam, moim zdaniem. Jesli chcesz sie lepiej bawic przy lekturze ww. ksiazki, czytaj i pamietaj co sie dzieje z glownymi bohaterami. Bez zbednego analizowania. I tak na samym koncu czeka Cie niespodzianka.

Tak. jednak siegne po nastepna czesc tej historii. Tym razem bez analizowania kazdego szczegolu. Z natury czepiam sie wszystkiego. Jak nie mam sie do czego przyczepic, to zaczynam szukac dziury w calym.  To moj dosyc czesto popelniany blad. Dlatego nie popelniajcie mojego i bawcie sie podczas czytania ksiazek.

Pozdrawiam.

Monday 22 June 2015

#Bookathon Polska

Tak sobie pomyslalam, ze mozna by sprobowac. Czytam sobie jakies tam ksiazki. Zwykle kilka na raz. Jak mam chec na nowa, to juz musze sie hamowac, bo przeciez nie polapie sie w innych. Czekaja wiec te nowe na swoja kolej. A tu akcja taka. Ale nie tradycyjna. Wiele bukatonow ogladalam, sledzilam, spotkalam sie. Ten polski jest troche inny. Trwa dlugo, bo az tydzien. Ja oczywiscie nie bylabym soba, gdybym nie miala poslizgu. moze dlatego, ze sie nie zdecydowalam. Wole patrzec na innych, niz sama sie zmuszac do czegos, co powinno sprawiac mi przyjemnosc.
A sprobuje chyba. tym bardziej, ze i tak czesc ksiazek przeczytam.
Informacje nt. polskiego bukatonu mozecie poczytac na stronie tego czytelniczego wydarzenia.

Ja zaczynam w poniedzialek, zadaniem na niedziele. Zatem: "Dzień 1 - Dokończ książkę, której nie skończyłeś."
W moim przypadku jest to "Nigdziebadz", Neil Gaiman.

Mam nadzieje, ze bede sie bawic dobrze. Glownie nocami, poniewaz w dzien pracuje. Wieczorami swiatlo juz inne i nie nadaje sie do precyzyjnych czynnosci za bardzo.

Tuesday 2 June 2015

Zebrac kazdy moze...

Hej hej :)
Zaczne od tego, ze zbieram na ksiazki. Dokladniej, to na serie ksiazeczek malych, niby dla dzieci, ale rowniez dla mlodziezy. Jedna mialam w rekach, na trzy pozostale rzucilam okiem. A ja chce cala serie (64 ksiazki). W ksiegarni chca za sztuke okolo 6 (mojej jednostki walutowej)... W przeliczeniu kwota przeze mnie nie do wydania. I probowac pojedynczo kompletowac?
Natomiast cala dotychczasowa serie znalazlam w internecie, za 41.99 (w mojej walucie). Cena ta byla do wczoraj aktualna. Teraz jest 49.99 za 64 ksiazki. I teraz kilka moich luznych przemyslen.
Ogranicze jedzenie do minimum koniecznego do przezycia. Zrezygnuje z jednego wyjazdu na kiermasz (no moze dwoch, i dwa zostana w miesiacu). Bede Bronkowi dawac mniej jedzenia, zeby na dluzej starczylo. Ogranicze wszystko do minimum wymaganego przez system egzystencjalny. Ale nadal pozostaja kwestie losowe (rachunki, oplaty, lekarze).
I wtedy postanowilam napisac ten wpis zebraczy. No bo ludzie zbieraja na wszystko. Na podroz w obce kraje, sprzety, lekarstwa, zwierzeta, schroniska, chore dzieci, lekarstwo na raka czy perpetum mobile. I to nie sa male pieniadze! A ja przychodze z prosba o zlotowke (gdzie paypal zabierze procent od tej zlotowki i tak, bo koszt wykonania operacji). Taki gest w moim kierunku. Ale nie licze na nawet na takie cos. Tak samo, jak nei nastawiam sie na wygrana w totka, zaraz po wypelnieniu jednego kuponu w przeciagu roku. Nie oszukujmy sie. :) Zatem nie wrzuce przycisku do paypala.
Tak sobie pogadalam o mojej determinacji w dazeniu do posiadania tej konkretnej serii ksiazek.

Zycze wszystkim milego. :)

Juz mysle nad kolejnym zjechaniem jakiejs ksiazki... A moze nie? Nie wiem. Czytam dalej, to co mam. 

Saturday 30 May 2015

Smierc jednak chodzi po ludziach. Zaleznie od sytuacji, oraz jak jest nam przedstawiana.


Dzisiaj smierc dala mi w morde. Ale nie o tym. Nie czas i miejsce na wywnetrznianie sie z osobistych nieszczesc. Mam ochote opowiedziec o ksiazce. Zakupilam ja przede wszystkim ze wzgledu na autora. Ponoc lubie sie zameczac polskimi tworcami, ale czasem udaje mi sie tego nie robic. Marka Krajewskiego tworczosc mi sie spodobala po odsluchaniu kiedys tam, fragmentu audiobuka. Miejsce akcji oczywscie we Wroclawiu, a to miasto niedaleko mojego rodzimego. Potem jakos juz mi zostalo w glowie. Kilka lat temu w tele byl bardzo krotki reportaz nt. serii ksiazek sensacyjno-historycznych autorstwa ww. Wtedy mnie to w ogole nie zainteresowalo, bo i po co? Mieszkalam, zylam, pracowalam w Polsce, to nie mialam potrzeby czy koniecznosci, czytania o niej. Ale do rzeczy. Marek Krajewski we wspolpracy dosyc bliskiej z doktorem Jerzym Kaweckim, stworzyli calkiem ciekawa ksiazke o... Hm...

O trupach.
"Umarli maja glos. Prawdziwe historie" jest w guncie rzeczy o pracy nad trupami i historiami z nimi zwiazanymi. Spodobala mi sie koncepcja przedstawienia polskich przypadkow ludzkiej inwencji tworczej. Ta specyficzna zaradnosc, przessiebiorczosc, pomyslowosc... Tego nic nie zastapi. Chociaz wykonanie moze troche tracic schematami.

Wielki paluch.
Momenty czasu zdarzenia sa rozne. Nawet nie chcialo mi sie okreslac przedzialow czasowych, ktore sa z reszta podane. Bardziej mnie interesowaly same rozwiazania, swego rodzaju analiza. Jak powiazac koniec z koncem od romansu do wielkiego palucha? Niby proste, a jednak nie takie proste.

Autorom musze przyznac z calym przekonaniem, ze duet zdal egazmin. Oczywiscie moglabym sie przyczepic do wstawek, ktore wedlug mnie sa za dlugie czy za krotkie. Ale sie nie przyczepie. Ksiazka spodobala mi sie na tyle, ze za jakis tam czas do niej wroce. Tym razem zaopatrzona w jakies ciastka. Tu panowie rowniez maja racje, ze jedno trzeba czyms drugim zastapic. A gdyby sie tak zdarzylo, ze ktokolwiek sie zapyta czy warto ten tytul poznac, to powiem, ze warto. Przeczytaj, przewertuj, dla samej ciekawosci. Nie wszystko co przedstawia jakas tresc sprzed lat, traci myszka, czy traktuje o polityce, ekonomii. Niby codziennosc szarego zjadacza chleba, a tez potrafi zaskoczyc.

Pisalam w odniesieniu do ksiazki:
Marek Krajewski i Jerzy Kawecki, "Umarli maja glos. Prawdziwe historie", Wydawnictwo Znak.

Tuesday 31 March 2015

Sara...jewo 1984, czyli Dochodzenie Hewson'a.

Dzisiaj pomowie o...


"Dochodzenie", David Hewson


Jest to pierwsza czesc serii. Ilu czesciowej? Nie mam bladego pojecia. Ja mam trzy ksiazki. Generalnie do zakupu tych ksiazek zachecila mnie, swego rodzaju, fascynacja. Lubie opowiesci sensacyjne, kryminalne, dokumenty o tej tematyce. Bardzo podoba mi sie rowniez sama fabula. Niby takie schematyczne podejscie: zbrodnia - dochodzenie - ukaranie sprawcy, a jednak zawsze sa jakies detale, ktore wyrozniaja dana sprawe sposrod wielu. Jak rowniez zauwazylam pewna tendencje w dziale "kryminal". Od pewnego czasu na pierwszy plan wypychane sa dziela scisle zwiazane z polityka. Nie lubie polityki! I nie przepadam za lekturami z nia zwiazanymi. Niech sie krew leje, mordercy biegaja z ostrymi narzedziami, a ekshibicjonisci niech wiaza supelki na swoich paskach od szlafrokow, ale bez polityki w tle. No chyba, ze chodzi o polityczna poprawnosc jezykowa.


Do samego czytania sklonil mnie sam tytul ksiazki. Dochodzenie, jako slowo kluczowe, ma na celu przyciagniecie mojej uwagi do sprawy morderstwa Nanny. A moze Mette? (Sami sie przekonacie, gdy siegniecie po ksiazke.) Nanna jest corka, nastolatka, mlodym buntownikiem. A jej morderstwo, przedstawione przez autora, wyciaga na swiatlo dzienne caly srodowiskowy syf. Brud dzielnic przemyslowych Kopenhagi (mam nadzieje, ze nie pomylilam miasta), matactwa przedwyborcze na burmistrza, czy fiksacje funkcjonariuszy policji.



"Sarajewo 1984", czyli bohaterowie.

Nie bedzie o nich za wiele, bo nie chce za duzo opowiadac o samej tresci. Glownymi sa policjanci prowadzacy dochodzenie. Lund i Meyer. Rodzina Nanny - lekko uprzedzeni do wszelkich, koniecznych dzialan operacyjnych funkcjonariuszy. Rodzina Mette... A nie, o jej rodzinie nic nie wiadomo. Ale autor wskazuje na pewne relacje miedzy wszystkimi postaciami.


Radiowozik...

Artefakty, ktore rzucily mi sie w oczy. Samochody, wozki, kolka, droga. Oni wszedzie sie poruszaja. Nikt nie stoi w miejscu. Kazdy jest w jakims poruszeniu. A na samym koncu, nawet noz, ktorym jest obierane jablko. Ten motyw mi sie najbardziej podobal. Poetycka wrecz przenosnia wyniszczenia czlowieka przez samego siebie. Dazenie jednostki ludzkiej do autodestrukcji. Manipulowanie innymi i wymuszanie na otoczeniu wlasnej woli.

Wyzej wspomniane "watki", autor laczy ze soba dosyc plynnie. Zawod policjanta juz organicznie wymusza pewne podejscie. Czytajac nie zastanawialam sie nad bohaterami, akcja, faktami, bo wszystko jest podane na talerzu. Prosto pod nos. To od czytelnika zalezy czy podejdzie do lektury bardziej wnikliwie i zacznie analizowac poszczegolne elementy, ktore go zainteresuja. Jednak w ktoryms momencie zaczelo mi czegos brakowac. A moze wlasnie czegos jest za duzo. Za duzo informacji ogolnych. Chociaz patrzac z boku (z dystatnsu kilkudniowego), nie jestem pewna czy az tak bardzo zalezy mi na blizszym poznaniu socjopatyczno-psychopatycznej babki. Dodalabym jeszcze apodyktycznej. Ostatnio sie spotykam coraz czesciej z rekomendacjami ksiazek psychoanalitycznych traktujacych o psychopatach. Tak, temat na czasie. Kazdy jest swirusem, i pod szlafrokiem chowa wielkiego... No nie wazne - uogolnilam i wystereotypizowalam samo ujecie zagadnienia.

Trudno mi okreslic czy mi sie ksiazka podobala, czy nie. Wzglednie jest OK, ale nie jest OK. Lubie ja, ale tez nie lubie. Moze byc. Wedlug mnie, nie jest to ksiazka lekka. Mozna oczywiscie ja poczytac do poduszki. Mnie zaciekawila dopiero pod koniec, gdy juz wszystkie supelki zostaly rozwiazane i zwiniete w jeden motek. Dodam jeszcze, ze nie jest to broszurka. A co za tym idzie... Oczekiwalam, ze tresc pobudzi moja wyobraznie, przyciagnie mnie, nie pozwoli sie oderwac, i z przyjemnoscia bede do niej wracac (lub calkiem rzuce w kat czynnosci wazniejsze). No niestety, takiego pragnienia i odczucia nie mialam. Przeczytalam, bo przeczytalam, bo mam.

Dobrze, ze to sa moje wlasne odczucia.

Dziekuje za uwage i pozdrawiam. :)

Wednesday 18 March 2015

Kolejna space opera, czy nie?

Na samym poczatku pragne sie powitac. Jednorazowo i ostatecznie.

Jakis czas temu pisalam o "Wiezy milczenia", Remigiusza Mroza na innym blogu. Teraz przyszla pora na "Chor zapomnianych glosow" tego samego autora. Do zakupu tego tytulu zachecila mnie... No co? Kto? Promocja - "kup dwa, a jedno za pol ceny". Dopiero pozniej sobie przypomnialam, ze w internecie pojawily sie rozne recenzje, ktore celowo pominelam ze wzgledu na streszczenie calej tresci. 
Rzuce puszka wazeliny wprost na wielka konche kosmicznego chaosu, poniewaz ta pozycja mi sie spodobala. Ogolnie akcja ksiazki toczy sie na pokladach statkow kosmicznych, tudziez rowniez na powierzchni planet. Miedzyplanetarne podroze czlowieka, w celu skolonializowania jakiejs ziemiopodobnego ciala niebieskiego, maja sens. Autor urozmaicil owa podroz smialkow, ingerencja wrednych obcych. Instynkt i chec przetrwania zawsze zwycieza. Logicznie bohaterowie walcza o swoje zycia, wykorzystujac wszelkie dostepne narzedzia, bronie. 

Muszla chaosu czy nieograniczonego porzadku, a moze wladzy?
Na to pytanie proponuje samemu znalezc odpowiedz. Ja takowej nie znam. Samo slowo: "koncha" wystepuje tutaj jako nazwa artefaktu. W zwiazku z tym, ze nie wszyscy czytali to przejde do rzeczy, ktore zrobily na mnie jakies wrazenie. 

  • Jestem autorem, wiec mam wladze. Jestem czytelnikiem, zatem musze sie wladzy podporzadkowac. No wlasnie, nie musze. Co prawda moj poziom lingwistyczny nie jest na jakims oplakanym poziomie, to "Slownik wyrazow obcych" i "Slownik jezyka polskiego" mialam pod reka. A szary zjadacz chleba nie bedzie mial najmniejszych problemow ze zrozumieniem slow: polemizowac, konsensus, koncyliacyjny. A tym bardziej inzynier budowy maszyn nie bedzie sie zaglebial w zawilosci jezykowe. W kazdym razie, moj inzynier tego nie zrobi.
  • Bodaj by Cie usiekli! No moze lepiej nie. Traci myszka troche. Skojarzen mam sporo w miare zaglebiania sie w tresc lektury. Obcy... Lubie to stworzenie, nie tylko z racji instynktu samozachowawczego i przetrwania. Protoplasta kosmicznych agresorow, ktorzy ewoluowali do poziomu przemieszczania sie konstruktami "mechanicznymi". Dobra, chodzi o jakas technologie. Fizyka, chemia i wszelkie nauki pokrewne, to dla mnie czarna magia.
  • Dalej. Przyszlo mi rowniez do glowy, ze poziom zagmatwania jest conajmniej podobny do Dukaja. Ale na szczescie jedynie mi sie tak wydawalo. Chociaz poziom napiecia moge porownac do Koontza i troche Mastertona. Obu bardzo lubie. Pomimo, iz zmeczylam ostatnie strony, to czytalo mi sie fajnie. Wrecz bylam ciekawa, co tam dalej jest, jak sie potoczy akcja. Ale problem mialam jeden, maly, ale zawsze... Musialam dokonczyc watek. Inaczej sie pogubilam w akcji.

Kochajmy sie! Lub RPG (Rabuj, Pal, Gwalc (nie koniecznie w tej kolejnosci) w czystej postaci.
Autor podkresla wplyw "religii milosci" na caloksztalt utworu. No coz, co kto lubi. I inna kwestia - bohaterowie. Jest nas dwoch: Ja i moj brzuch. A zatem... Sa prochy, rozrywki, jakis stan zagrozenia wewnatrz pojazdu, Z zewnatrz zagrozenie globalne - kosmos. Co gorsze? Wyjatek od reguly wzajemnej milosci, czy zgniecenie przez nieograniczona przestrzen bez powietrza? Pewnie poprzestanie na "kto sie czubi, ten sie lubi", jako inna forma dozgonnej sympatii.

Albo - albo.
Albo lingwistyka - albo stylistyka. Proste zdania, frazy nie pasuja do wyszukanego slownictwa, ktore ma udowodnic oczytanie (autora lub czytelnika, mozna sobie wybrac). Chociaz na temat uzywanego slownictwa juz sie wypowiedzialam wczesniej. Powtarzam sie, bo to mi najbardziej przeszkadzalo. Moim zdaniem i tak ksiazka jest dobra. Wedlug mnie lepsza niz Wieza. Slyszalam, ze ma byc kolejna czesc, kontynuacja, tej historii. Nie wiem czy zaryzykuje lekture. Nie chce sobie zepsuc dobrego zdania o tej czesci. Z tego co zauwazylam, to kolejne czesci sagi, nie zawsze sa jakichs wysokich lotow. A uwazam, ze pan Mroz bardziej nadaje sie do pisania sci-fi, niz kryminalow. Gdzie wniosek wyciagnelam tylko na podstawie tych dwoch pozycji. Zatem mocno subiektywnie.

Sama wolnosc jaka daje gwiezdne uniwersum, pozwala na osadzenie postaci na egzystencjalnych tratwach. (O, zrobilo sie madrze.) Jak rowniez, brak ograniczenia czasem, pozwala na bardziej swobodne rzucanie czlowiekiem tu i owdzie. To mi sie bardziej spodobalo, niz podrozowanie gruchotem, czy samolotem, czy z buta przez jakies chaszcze. Pomijajc tych kilka mankamentow opisanych wyzej, to ksiazka jest w porzadku. I wedlug mnie jest w stanie zachecic i utrzymac wielu amatorow sci-fi.
Czy polecilabym zakup ksiazki? Nie zaluje czasu ani pieniedzy poswieconych w tym przypadku. Ale polecam zapoznanie sie z fragmentem dostepnym bezplatnie w wiekszosci ksiegarni internetowych, w formie plikow jakie te oferuja. Ostrzegam, ze sam poczatek ksiazki mnie troche straszyl, a akcja rozwinela sie kawalek pozniej. A tego moze nie byc we fragmencie, ktory bym traktowala jako probka warsztatu pisarskiego autora.

I to by bylo na tyle. Dziekuje za uwage i pozdrawiam.